11 maja, 2011

Spring loves Sun - Sun loves Spring !

Nareszcie !
Nareszcie wyszła na polny wybieg w pełnej krasie ukazując kwieciste suknie, których powab przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Wiosna zakwitła. 
I ponownie wybraliśmy się z mężem na sentymentalną włóczęgę - i ponownie zadziwienie - > taki rajski ogród zaledwie kwadrans od huczącego centrum !
Drzewne, antracytowe manekiny spowite groszkowymi printami. Pasiaste jaśminy od przejaskrawionego seledynu do gorzkiej khaki (no, może zabrakło jedynie mazów czerwieni...). Chabry, kąkole, dmuchawce, mleczaki...

A to wszystko w bielskiej dzielnicy zwanej Kamienicą:





 

  








 


 

 


 












 






Lotnisko szybowcowe w sąsiadujących Aleksandrowicach.
Całe uszyte z trawy, z koszmarnym... z okazałym ;) tłem blokowisk Osiedla Karpackiego:

 


Piętnaście minut dzieli mnie od bezludnej wyspy - mam farta, że zamieszkuję w takowym rejonie.
W godzinach szczytu jest tutaj generalnie pusto, pole po horyzont, nigdzie śladu przechodniów. A to dlatego, że południe przerywa rytm pauz od pracy i wówczas obecność nie jest tu mile widziana, zaś bez przyjemności po lotnisku spaceruje się raczej rzadko. Aczkolwiek uwielbiam włóczenie się, podczas gdy większość robi kariery w zamkniętych pomieszczeniach. Jest to troszkę taki mój luksus -tak to postrzegam. Jest w tym jakiś dualizm, manifestowanie lenistwa i wykroczenie przeciwko zawodowej etykiecie.
Wolałabym o tym nie wiedzieć, ale wiem:



Wznoszę aparat fotograficzny:



 


Nad sobą widzę surowe spojrzenie pomarszczonych chmur, staram się nań nie zważać; stoję pod bardzo prześwietloną kopułą, która ma wszystkie kolory oprócz czystej bieli. Plamy alabastru, wosku, platyny; cyjan, szafir i kobalt...

Hm, prócz mnie pewnie nikt nie uwiecznia w tej chwili owego nieba na całkiem nieprzydatnych zdjęciach /i to filozofując nad Monetem ;)/:



I słońce już zachodzące:

 




Pokażę Wam jeszcze jeden zachód - tym razem uchwycony z balkonu podczas spotkania u koleżanki:



Zbliża się burza:



I nocka: