31 marca, 2015

"W moim magicznym domu..."

Jak wiadomo, sesja poślubna odbyła się 15 października 2014 roku pańskiego w tej oto zaczarowanej krainie. 
Kim byli świadkowie ? Kto był fotografem ?? I dlaczego akurat tutaj ???
Poniższy post winien rozwiązać tę łamigłówkę...


Pójdźmy zatem za wewnętrznym głosem, który prowadzi do świata baśni, czarów i leśnych skrzatów...



Niebo niedzielne.
Brama z bluszczy cichutko przywołuje "Zapraszam do Starych Ogrodów KAPIAS...":





A skoro i ogrody, to czego nie może zabraknąć ? Oczywiście Altany !

Letnimi rankami poprzez poręcze zaglądają tu ostróżki, rudbekie i malwy:







Nudna prowincjo, dlaczego tylko w lato uraczasz takimi barwami ?:







Przyjemnie jest usiąść z książką w ręku w "pomieszczeniu" ze scenerią, gdzie korytarze zielenią się od kaliny.
Mimo "zamknię­cia" zapachy i śpiew ptactwa zachę­cają do wygląd­nię­cia przez jedno z okienek:



Czas na Nowe Ogrody.

Dla kogo deser ?
Kawiarnia, a w niej landrynkowe lizaki, bańki jarmarczne i baloniki...



"W moim magicznym domku..."





Pomostem zmierzamy do stawu, przy jakim stoi chata kryta strzechą.
Po drodze ściany hortensji, róż, powojników, wysokie trzciny...







To w 1979 roku właś­ci­ciel obiektu, Bro­nisław Kapias, postanowił podzielić się swoją pasją i na niewielkim goczałkowickim skrawku zaczął sadzić rośliny stopniowo wprowadzając architek­turę założeniową:



Przenosimy się o sto lat wstecz -> w Zagrodę Chłop­ską
Na trawniku kwitną mlecze, kon­iczyny, zioła... Strach na wróble odstrasza ptaki w warzy­wniku, żaby wskakują do "kac­zoka", a bocianie gni­azdo tęskni za swym domownikiem. Na sznurze gospo­dyni zaw­iesiła pranie, zaś na pło­cie schną dzbany i wiklinowe koszyki:



Romantyczny wychodek ;):

 


Spośród antycznych waz wyrastają krzewostany uginające się od bulw kwiatowych, pachnących konfiturami. Są niczym brzęczący ul - na każdym kwiecie roi się i bzyczy. A przy tym są tak efemeryczne wszak starczy odrobinę mocniejszego słońca, krótkie deszczobicie i z doskonałych obrazów zostaje sterta pożółkłych płatków:



Takowe ilustracje najlepiej oglądać w porze kwitnienia -jako terapia szokowa kolorem.

Fowistyczna dolina obsypana pastelami kpi sobie z cnoty umiaru:



Fotografując "Domek Hobbita" -bo tak go ochrzciliśmy- postanowiłam pominąć nieistotne elementy naszej opowiastki - czyli usunąć z pola widzenia przypadkowych kadrowiczów.
Nie odnosi się wrażenia, że przetaczają się tutaj tłumy, prawda ?:







Zakątek Japoński:

Z zasady bywa on ubogi w zieleń: domin­ują sosny jako sym­bole dłu­gowieczności, klony, berberysy, cyprysiki, miłorzęby i aza­lie, wśród których można pomedytować. Brak też trawnika - powierzch­nia wysy­pana jest żwirkiem, a ścieżki prowad­zi się pod kątem prostym:

 


Kapiasowie inwestują w nieustanny rozrost.
Najnowszy nabytek to Patio Włoskie.
Lazurowe plamy dzrzwi i okiennic na jasno-brudno-łososiowej cegle, a z przodu staroogrodowa studnia.
Chciałoby się na całą nadchodzącą zimę zatrzymać te widoki:







Winnica
W krasie jarzącego się światłem słońca, póki nie wypali się do mgławic popiołu...



Epilog:
Proszę Państwa, proszę mi tylko nie traktować niniejszych ujęć serio !

Są landrynkowe, w ogóle nie skadrowane i tyć zamglone (przynajmniej tak to się wtedy prezentowało - chyba, że ktoś posiada świeższe info-widokówki ?).
Choć jednocześnie jest to sztuka gimnastykowania ciała w celu sfotografowania krainy w taki sposób, ażeby uniknąć rzeszy przeciwsłonecznych okularów, pomarańczowych parasolek czy rozpływających się lodów. Tak, by ogród obrazował ogród - bez zbędnej deformacji i dezinformacji.


Do zaś Kochani !