15 maja, 2011

Podsumowując.




Początkowo zastanawiałam się, jaki ma być motyw teraźniejszego posta - jaka linia ma go nakreślić. 
Teraz już wiem - panna w wygodnych trzewikach wiodąca mnie za sobą poprzez bezdroża niczym kuropatwa swe puchate pisklęta, które rozpierzchają się po polu jak piórka dmuchawca. 
W rytmie jednodniowych wypadów pozwalających poznać okoliczne skarby Bielska.


Poniższy kalejdoskop będzie stanowił swoiste podsumowanie (przynajmniej na tę chwilę) rozdziału pod tytułem 'Bielsko i okolice'.

Chaotyczne wszystko, co będę pisać - przywoływane z pamięci a vista, bez notatek, bowiem nie planowałam podsumowań aglomeracji, która zasługuje na pochlebniejsze komentarze, lecz wystarczyło 1 przypadkowo usłyszane słowo w TV -> "Wisełka", co wyzwoliło lawinę skojarzeń. 
Niechaj to zatem pozostanie impulsywnym szkicem. Bo przecież Impuls to Ja. Ślad dłoni zanurzonej w porwistym potoku; wyryty na skale cień łuczywa pokryty mchem. To Ja - maleńka podobizna w samym rogu w Archiwum lub dumne fecit na fasadzie pałacu. 
I niech pozostanie po mnie chociaż taki ślad.



A teraz ruszajmy w drogę !

Ale co to... nagle zatrzymuje nas lawina błyszczących, lakierowanych automobilów:



















Tuż po pokazie zmierzamy na 520-metrowy Dębowiec (poniżej Szyndzielni), jaki przyciąga przepiękną panoramą, obejmującą całą stolicę Podbeskidzia
Swego czasu na szczyt tłumnie ściągały znane osobistości m.in. Maria Koterbska, która często "okupowała" scenę ustawioną niegdyś za Schroniskiem.


My wypoczywamy pośród łąkowego kwiecia:



... i wśród pobrzękiwania pszczół ;-):







Na granatowym nieboskłonie gęste poduszkowce. 
Gdy wtem ! Zdarcie zasłony, a następnie inwazja żółtych odblasków o najrozmaitszych natężeniach. 
Sielanka:



Kawałek Ziemi, jeden z miliardów acz wywołujący u każdego odmienne uczucia. Cud zwielokrotniany tysiącami woni.

Hm, chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak o mnie pomyślał -ot, przypadkiem- przyglądając się polnym słonecznikom, ostom, rumiankom czy kłosom zboża w miodowym świetle, splątanym w pajęczynie: 

 


Na wysuszonej glebie wygrzewa się pasiasty kot:



A tu już schodzimy do miasta.

Inwencja ludzka nie zna granic - słup elektryczny też można pięknie ubrać w latorośl:



Częstokroć z Wu. wybieramy transport dwukołowy, jako że B-B obfituje w trasy rowerowe:


  
Z rzadsza samochodowy:

  

A tutaj w Mini-ZOO przy Lotnisku:





Nie mogę sobie przypomnieć jak nazywa się to dziwne zwierzę (???):





Obieramy kierunek na starą Tamę w zazielenionej dzielnicy o nazwie Wapienica, oddalonej od centrum o 15 min.:



Z takimi oto niespodziankami jak prawie dwumetrowy wodospad na Wisełce 
(fotka z zeszłej zimy):



W nagrodę za bolące nogi bursztynowy zachód widziany ze Straconki - następnej bielskiej dzielnicy. 

Kocham światło zachodzącego słońca, doznaję wówczas takiego poczucia wolności, nieziemskości, ukojenia... Kiedy przymykam powieki, czuję tylko miękkie kontury krajobrazu:



Natomiast na podgrzanie atmosfery "atrakcja" w postaci pożaru koszy, zarejestrowanego tego samego wieczoru kamerką z naszej Sypialni: