15 maja, 2013

Duch na Fredrowskim Zamku.








Jest na Ziemi skrawek, do którego powracam z rozrzewnieniem. Wcale nie o jakichś wybitnie imponujących walorach, a jednak lubię jego pejzaż. 
I dopiero teraz przychodzi mi na myśl, że wysoce istotnym kryterium w poszukiwaniu 'własnych miejsc' jawi się dla mnie sąsiedztwo z nieznacznie naruszoną (a najlepiej wcale) przez ludzką dłoń naturą.  
W dzisiejszej epoce Postmodernizmu dość absurdalne kryterium - powie ktoś rozsądny. 
Cóż, rozsądek...


--- --- ---

Na dłuuugi weeekend Anno Domini 2007' zajechaliśmy na Podkarpacie w odwiedziny do mej przyjaciółki.
Sentymentalna to kraina, spowita legendami, skąd wywodzą się moje rodzinne korzenie. 


W 1-wszy dzień >w toku cudownych zabiegów strategicznych< trafiliśmy do Odrzykonia słynącego z Zamku, na kanwie którego powstała "Zemsta" Aleksandra Fredry:



Nazewnictwo wsi tłumaczy się następująco;
otóż dawno, dawno temu wzniósł tutaj warownię pewien rozbójnik. Miał on konia, jaki częstokroć tratował ludzi. Po pewnym czasie mieszkańcy mając dosyć terroru zebrali się i spalili zbójecką wylęgarnię, zaś niebezpiecznego ogiera obdarto żywcem ze skóry ("odrzy-koń"). 


Korzystając z okazji przeszliśmy się po jej gotycko-renesansowej perełce.

Pierwsze informacje o Kamieńcu pochodzą z okresu panowania Kazimierza Wielkiego /1348/.
Dworek składa się z 2 części:
- górnej z Przedzamczem i Pomnikiem Kościuszki postawionym w setną rocznicę Insurekcji
- średniej, zamkniętej z powodu kilkuletnich prac konserwatorskich:





Natomiast wokół efektownych ruin ścieli się pagórkowaty widnokręg Pogórza Dynowskiego obok Rezerwatu Prządki z zadziwiającymi krojami skał. Jedna ze skałek znajduje się tuż przy wejściu, przez co ochrzczono ją "Strażnicą".

Otwarto tam też Galerię z eksponatami militarnymi, gdzie od kustosza dowiedzieliśmy się, iż z warownią powiązana jest frapująca historyjka dotycząca karlicy Kasi. 

A mianowicie Kasia była wykształconą szlachcianką, co zaowocowało przyjęciem jej na Dwór Królewski. Gdy do miejscowości zawitała Królowa Bona, zobaczywszy Kasię zapragnęła przejąć ją do własnego orszaku, bowiem na Zachodzie niscy dworzanie świadczyli o dużym splendorze. Bezdyskusyjnie spełniono prośbę i odtąd karlica zamieszkała na Wawelu, gdzie z polecenia królowej poślubiła karła Kornela. Po pewnym okresie władczyni podarowała parę królowi Hiszpanii. I choć tam niczego im nie brakowało, dziewczyna tęskniła za rodakami oraz pięknem rodzimych stronic. I tak zmarła na obczyźnie. Ponoć jednak jej duch był wielokrotnie widywany przed zamkowym kominkiem. Pierwsza ujrzała ją Barbara Kamieniecka, gdy jeszcze do Odrzykonia nie dotarła wieść o śmierci. Zaskoczona pomyślała, iż Katarzyna powróciła, lecz kiedy weszła do komnaty, postać rozmyła się. Domyślono się, że był to wyłącznie duch:









Następne podanie związane jest z wymienionymi wyżej Prządkami;

Panujący tutaj pan Odrzykoński miał trzy olśniewającej krasy córki, zwane od tradycji przędzenia "Prządkami". Razu pewnego do jego uszu dotarła wiadomość o mieszkającym za lasami i górami rycerzu niezwykłego męstwa. Wysłał zatem doń gońca z zaproszeniem na polowanie. Ten zgodził się i wyruszył wraz ze swym czarownikiem oraz poczetem zbrojnych. Na miejscu jedna z panien wywarła na nim tak ogromne wrażenie, że nie mógł uwierzyć, iż to istota ziemska. Postanowił się jej oświadczyć, najpierw jednak wyjechał z gospodarzem na łowy. Wieczór mijał, mijał, a po myśliwych nie było żadnego śladu. Zaniepokojony mag razem z trzema wychowankami wyruszył do lasu. Gdy wtem usłyszeli tętent końskich kopyt. Po chwili zza zarośli wyłonili się jeźdźcy - niestety nie byli to łowcy, a zbóje. Magik zorientowawszy się, że nie mają szans na ucieczkę, energicznie przemienił wszystkich w martwe głazy, które stoją po dziś dzień:




  


Inna wersja mówi o tym, iż owe kasztelańskie dziedziczki były bliźniaczkami nieskorymi do pracy. Lubiły za to trwonić godziny na swawolach. Pewnego dzionka ojca nawiedzili trzej bracia z możnego rodu. Młodzi od razu przypadli sobie do gustów. Szczęśliwy Kasztelan wyprawił huczne zaręczyny. Nie były to jednakże lata pokoju: polskie wojska szykowały się do wojny z drapieżnym sąsiadem toteż narzeczeni szybko musieli się rozstać. Zgodnie z panującym obyczajem panie miały wyhaftować swym wojakom koszule z lnu, po jakie Ci mieli przybyć w drodze do Krakowa za dwie niedziele. Początkowo panienki gorliwie wzięły się do haftowania, ale wnet przypomniały sobie o dawnych nawykach. I tak nastała sobota, przedostatni dzień do przybycia wybranków. Kobiety żwawo chwyciły za krosna, aż zastał je niedzielny poranek. Widząc to matka nakazała im uszanować święty dzień. Siostry nie dość, że nie posłuchały, to jeszcze wyszły na podwórze sądząc, że w blasku słońca przędza będzie się lepiej snuć. W końcu przybieżyli sami zainteresowani. Rodzicielka opowiedziała mężczyznom o zjaściu poczym udali się do bliźniaczek. Ale tam zamiast nich zobaczyli kamienie pokryte łzami grzesznic. To Bóg zmienił je za łamanie przykazań.


Poniżej kamienne twory.
I flaga obnażająca dyskretną aluzję wobec praw natury:







W dniu drugim okazem do podziwów stał się osobliwy rezerwat w Liwoczu, przez jaki przebiega Droga Krzyżowa prowadząca do Sanktuarium z Wieżą Widokową:





Napisałam "osobliwy", bo jest w posiadaniu chronionych stanowisk fauny i flory (Puszczyk Uralski, Krogulec, Grubodziób, Ryjówka Aksamitna, Paź Żeglarz, Kłokoczka, Śnieżyczka-Przebiśnieg [trudne określenie], Miesięcznica Trwała [jeszcze trudniejsze ;P] etc.):





Z Liwoczem również wiąże się legenda (a jakże !).

Ponoć istniała na tym terenie wioska, którą połączono tunelami z pobliskim Bieczem i tymi właśnie tunelami miała uciekać przed Tatarami królowa Jadwiga. Niedługo potem miejscowość zapadła się grzebiąc schowaną weń armię. Oddziały te czuwają teraz w korytarzach sprawując pieczę nad spokojem.

Ponad to Liwocz miał służyć jako miejsce kultu Pogan. Jego pasmo wchodziło we fragment państewka Wiślan, czego dowodzi fakt założenia grodu w 9 wieku: 



I tak oto dobiegł końca -jak szybkobiegacz dobiega mety- kolejny mój hobbistyczny line-up, kolejna Podróż. 
Dusza mojej duszy i życie mego życia. Najwonniejszy balsam, przeczysty lek dla toczącego ciało raka cywilizacji. 
Zaś ja biorąca w niej udział (bo tu się bierze udział - nie można być zwyczajnym widzem zza szklanego ekranu) i oddychająca powietrzem tego zakątka przejełam jego kolor, przejęłam smak.
Kolejny do fotograficznej kolekcji -> wielowymiarowy jak wielowymiarowe są podkarpackie połacia...