30 listopada, 2012

Zaczarowany ogród 2.












I po raz wtóry zobaczymy się w ogrodzie. I po raz wtóry we Wrocławiu.


Będzie się chłonąć kwiaty.
Będzie się relaksować na ławeczce w Ogrodzie Botanicznym - koniecznie w skupieniu, jako że cisza jest wymiarem rekompensującym dychotomiczny wymiar dźwięków.
Będzie się podziwiać biologię, gdzie jedna za drugą otwierają się ekspozycje..

Taka amfilada przestrzeni przypominająca strukturę powieści w opowieści; finezyjne autoportrety spod znaku Ryb. A tuż za nimi wymiar trzeci: rośliny ozdobione graficznym fryzem z łodyg oraz korzeni.
Doskonałe nawiązanie do miejsca-godła w dzielnicy 'Ostrów Tumski', za którego plecami właśnie te przyrodnicze przestrzenie...



Na wprowadzenie posąg botanika Karola Linneusza:



I tym razem bez wielkich słów. 
[Może tylko taki naiwny apel - że gdyby zamiast budować szkielety z wyrazów, a później wycierać je w niemoralnych potyczkach o "swoją rację"; że gdyby tak zamiast tego spojrzeć na niebo wolne i czyste...]


Zatem bez wszelakich słów.
Po prostu leśne dróżki gaszone różem płatków i błękity niebios w czasie, kiedy zima opadła już z ostatnich gałęzi narzucając śnieżnobarwny płaszcz..


Lecz póki co nasyćmy oczy letnim świętem, rozpasaniem kolorów, pięknem na chwilę przed:

 






Syćmy oczy, bo w Botanicznym rozgrywa się zacne przedstawienie -> mokra fontanna zrasza twarz, coraz więcej i coraz płynniej... Krople otulają pnie, osiadają na murawach lekce sobie ważąc prawa grawitacji. 


Tam na lewo widać mostek będący przejściem nad starorzeczem jednego z bocznych ramion Odry -> takie zanurzenie w Raj
(zanurzenia proszę nie traktować dosłownie, zanurzenie ma być wyłącznie metaforyczne ;-):









Ilekroć przez niego przechodziłam, tylekroć przypominałam sobie o "Baśniach" Andersena. Parokrotne przemyślenia dotyczyły przepięknych ilustracji, jakie odcisnęły piętno na mej artystycznej wyobraźni.

Pamiętacie ? ;-P:



Wodospad z łez:





Sam Ogród powstał w roku 1811 na północ od Katedry Św. Jana Chrzciciela oraz Kościoła Św. Krzyża.
Jest drugim -po Ogrodzie w Krakowie- najstarszym tego typu założeniem w kraju. 
Jego obszar obejmuje 7,4 ha (+ 0,33 ha w postaci Szklarń) i gości ponad 11 tys. odmian roślin:





Prócz unikatów z Arboretum (m.in. cypryśniki błotne, mamutowce, sekwoje wieczniezielone, cedry, modrzewie metasekwoje, cyprysowce czy sośnice) możemy podziwiać Alpinarium (tj liczącą ponad 250 taksonów kolekcję tropikalnych i subtropikalnych krzewów wodno-błotnych). Ponad to - Dział Dydaktyki i Morfologii ukazujący przekrój geologiczny złóż węgla kamiennego wraz z wkomponowanymi skamieniałościami, a także Pracownię kultur tkankowych:












Tu natomiast skojarzenie z prozą S. Kinga. 
Wystrzyżone mamuty przypominające lokatorów samotnego hotelu z "Lśnienia", którzy po zmroku przeistaczali się w żywe monstra chełpliwie żądając krwi... 

Ogród w nocy jawi się niczym teatralna dekoracja - księżyc wisi nisko jak wiekuista lampa nad zwiniętymi flakonami pąków. Z kolei za dnia - idealnie równo wyczesane fryzury odsłaniają szczegóły. Groza zamienia się w zwyczajność, a senność w znużenie. Ciemność rozbłyska światłem. 

Tak ciepło:







Przy Altanie:



Słów mniej i mniej, jako że przed nami najromantyczniejszy skrawek parku.

Dla kogo ten bukiet ? Czy nie zdarzyło się tutaj jakieś spotkanie, które miało się nadarzyć ?
Hm... Gdzież są & dokąd idą spotkania, których nigdy nie było ? ...

 

I fototapety ;) wprost z Meksyku
W środku było niebywale parrrno, ufff:









U wyjścia na pożegnanie pomachał mi kwiecistym ogonem paw. 
Jest ich tam więcej - przechadzają się między żywopłotami:



---
Potrzeba obrony przed upływem czasu - ponoć jedna z podstawowych potrzeb obecnej psychologii ludzkiej, zdefiniowana jako osobny kompleks pod tytułem 'Wieczna Młodość'.
Prąd ten wydaje się być ucieleśnieniem edukacyjnych koncepcji Rousseau, ale wiem, że to trochę cyniczne porównanie. 

Ale nic nie poradzę na to, że fotografowanie tak na mnie wpływa i tak mnie odrywa ;P od realiów pozostawiając w Was pewnie już tylko cynizm. Bo zdjęcia jak zawsze bez trickowych polepszaczy. Nic artystycznego. Następna historia bez morału, bez hollywoodzkiego Endu. Jednakże o tej dobrej przestrzeni, ocienionej drzewnymi pomnikami natury. Kryje się za nimi urocza, a momentami nawet pełna wesołości geneza (chociaż trudno mi teraz w to uwierzyć patrząc na te same poważne obrazki). 

---
Myślę sobie, że to dziwne jak często zdjęcie rozmija się z rzeczywistością; jak po czasie mówi zupełnie coś innego niż na początku. 
Ktoś kiedyś podkreślił, że nawet autor po napisaniu książki w pewien sposób traci do niej klucz. Staje się ona dlań zamkniętą skrzynką, a każdy czytelnik otwiera ją według swojej percepcji. 
Dlatego teraz, gdy oglądam powyższe sceny, zdają mi się cyniczną iluzją czegoś, co wydarzyło się kiedyś tam gdzieś tam... 
... Lecz dość tych rozmyślań...


Przyjemnego wieczoru i do zaś !



19 listopada, 2012

W moim japońskim ogrodzie.







Jak dostać się do 'mojego' ogrodu ? 
Najlepiej jednak nie konno, jak lubiła to robić Helena Modrzejewska ;). A po prostu podjechać w kierunku wrocławskiej Hali Ludowej, za jakąż to skrywa się owa tajemnicza idylla.


Park skomponował entuzjasta-japonista, hrabia Fritz von Hochberg wraz z mistrzem sztuki ogrodowej, Mankichim Arai z okazji Wystawy Światowej w 1913 r. Niestety po jej zakończeniu drzewostan przestano pielęgnować. Dlatego w 1994 władze Wrocławia zwróciły się z prośbą o wsparcie do Ambasady Japonii w celu rewitalizacji oraz odtworzenia charakteru tego miejsca. I tak odzyskało swój azjatycki powab.

Tyle z faktów.

A ze zdjęć:







Kwiatowe kobierce:







Wychwytuję urywki tworząc im portrety urodziwsze niż w realności, niemal surrealistyczne:



A także mniej efektowne:


Odczarowanie mglistego listopada rozpocznę od doszukiwania się istoty modrzewiości & japońskości ;) ad infinitum

Przyglądnijcie się obłaskawiającym naturę roślinom, co mienią się ferią tęczy. Przyglądnijcie się, a Ona nastanie niepostrzeżenie. 
IDEALNA  HARMONIA: 



Ostatnie polne trawy... a zresztą - po cóż dymna zasłona ze słów ?! 
Pozostawię krajobraz bez niepotrzebnych ozdobników, pozostawię samą kwintesencję głazów -> wydają się takie, jakie właśnie są:

 




Drewniane wejście, a za nim domek prosto z tokijskiego sadu.
Wyobrażam sobie jak wczesnym latem był pełen dmuchawców - taki lampionowy teatr unoszony przez ukośne światło wilgotnego powietrza znad jeziora:





I ponownie głazy, które wydają się dokładnie takie, jakie są:



Z kolei co tutaj mamy ? Na pewno kamienną powagę- zaś pod nią koronkę zarośli, gdzie gałązki rysują pytajniki jakiegoś nierozwiązywalnego równania...



... które światło przemienia...



 


... w spektakl pofalowanych wykrzykników:



 Ujmujące, nieprawdaż ?:

 

 
Czas mknie do przodu odciśnięty na moment w kadrze.
Terytorium teraźniejszości kurczy się i kurczy tracąc przestrzeń okrawaną przez dwóch nieprzyjacieli - Futurum i Perfectum:

 


Hmmm, jeżeli mam być szczera, to wolę widzenie we fragmencie aniżeli od razu cały, oczywisty plan:



Zza wysokich trzcin...





No i szerszy, oczywiściejszy ;-) plan ... na którego łonie zapadający bursztynowy wieczór rozdwaja się lustrzanym blaskiem:





I tak w mym sekretnym ogrodzie nastał zmierzch.


Odpoczywajcie Moi Mili !