30 listopada, 2019

PROLOG: Wyspa Wiecznej Wiosny.



Jest przyjemnie ciepło. Od południa czyste niebo, a od północy wiatr przywiewa gęste chmury... hm, akurat teraz, gdy przelatujemy nad stolicą..

Autentyczna ekstaza nad przestrzenią, wstrząs, poczucie smaku i zaduma. Trudna do opisania.
Z lotu ptaka wyspa przypomina zaczarowaną willę, której każde piętro należy do innej bajki. 

A więc jest ciepło. Ale nie upalnie. 
To jedna z zalet Wyspy Wiecznej Wiosny, na jaką lecimy w trakcie sierpniowego urlopu. Siedem dni ekscytacji, siedem dni alternatywnej rzeczywistości.
Inną zaletą, która spowodowała, iż nasz wybór pada na Maderę, stanowi fakt, że brak na niej piaszczystych plaż, dzięki czemu nawet w sezonie nie doświadczymy uporczywych tłumów:



Ów portugalski archipelag to wygasły wulkan na Oceanie Atlantyckim u północnych wybrzeży Afryki. O powierzchni tak kameralnej, że linię brzegową autem przejedziemy w 4,5 godziny. 
Wulkan został zalesiony w XV jako plantacja trzciny cukrowej. 
Od 1976 roku stanowi autonomiczny region z własnym rządem. 


Z informacji kronikarskich dodam, że leczyła tutaj objawy gruźlicy oraz depresji, na jakie popadła we wiedeńskim dworze cesarzowa Austrii - osławionej urody "Sissi".
Inna legenda głosi, iż po bitwie pod Warną osiadł tu król Polski i Węgier, Władysław III Warneńczyk, zaś w latach trzydziestych na wyspie wypoczywał Józef Piłsudski (pobyt ten upamiętnia tablica w rezydencji Quinta Bettencourt).
Podczas urlopu obchodził imieniny, w związku z czym ogłoszono akcję wysyłania kartek - doszło ponad milion pocztówek, które dostarczył Wicher, wówczas najnowszy polski niszczyciel.
Bywał tu również Winston Churchil. 




Po 4,5-godzinnym locie liniami TUI zatrzymujemy się w Santa Cruz na Lotnisku im. Cristiano Ronaldo [dotychczas nie wiedziałam, że ikona portugalskiej piłki nożnej pochodzi właśnie z Madery ;-)].
Bilety do najtańszych nie należą, bo lot w obie strony z bagażem wychodzi średnio po 600 euro od osoby:



Historia portu sięga lat 60-tych.
Jeszcze do niedawna należał do 10 najniebezpieczniejszych na świecie z powodu zbyt krótkiego pasa startowego o długości 1600 m.
Po trzech tragicznych katastrofach podjęto decyzję o jego rozbudowie, co było nie lada wyzwaniem ze względu na brak ukształtowanego brzegu. 
Zamiast usypywania sztucznego lądu, dobudowano pas wspierany 180 betonowymi filarami, mającymi po 70 metrów wysokości - dzięki temu pas zyskał dodatkowe 1181 metrów. 
Mimo wszystko po dziś dzień pasażerowie klaszczą po każdym udanym lądowaniu :-):

    













Na miejscu wynajmujemy samochód /kto zna choć trochę angielski, zrobi to (i wszytko inne zresztą też) bez problemu wszak Maderczycy świetnie operują tym właśnie językiem - począwszy od młodych po starszych/. 
Z wielu opcji wybieramy przestronny sedan, jednak jak się później okaże - teren jest tak nieregularny, że znacznie lepiej zdecydować się na suv-a z porządnym silnikiem.


Widoki w trakcie jazdy do oddalonej o pół godziny miejscowości Ribeira Brava, gdzie czeka na nas zabukowany nocleg:







Nazwę Ribeira Brava tłumaczy się jako "Silna rzeka", jako że przez centrum przepływa imponujących rozmiarów, rwący potok wpadając wprost w oceaniczne ramiona:





Architektoniczny symbol stuletniego miasteczka z niespełna 6 tysiącami mieszkańców stanowi biały Kościół Św. Benedykta z XVI wieku. 
Jego iglicę wieńczy żeglarskie astrolabium, a wnętrze zdobi malowana chrzcielnica, mająca być podarunkiem od króla Portugalii, Manuela I. Ponad to wato obejrzeć 16-wieczne malowidło flamandzkie przedstawiające narodziny Chrystusa oprawione barokową ramą, statuetkę Matki Boskiej widniejącą nad ołtarzem oraz wystawne żyrandole:





Widoczki z naszego pokoju:









Oraz z dachu hotelu:



Po absorbującym emocje dzionku zasłużone zimne piwo:



Pierwsze, co zauważam to to, iż mimo późnej godziny przy stolikach ludzie bezustannie prowadzą ożywione dyskusje często przy filiżankach espresso
Kelnerzy pozdrawiają nas uśmiechami i zwrotem - "Wszystko w  porządku ?"
Wszyscy wydają się niepoprawnymi optymistami chętnymi pomóc każdemu, kto zechce gubić się na ich terenie. Wszyscy z twarzami kolorowymi tak, jak kolorowe są uliczne dekoracje:





Na ścianach budynków roi się od 'azulejos' czyli jasnych, ceramicznych kafelek z rysunkami obrazującymi codzienne życie człowieka:





Przez wszędobylskie zdobienia nawet odrapany tynk sprawia wrażenie zamierzonego działania twórczego:



Nazajutrz - wczesne rano i obowiązkowa kawa (tak aksamitnie kremowej nie piłam nawet we Włoszech !) w jednej ze stu tysięcy kawiarenek nad oceanem. 
I bryza we włosach i wzlatujące mewy... I cisza... ... ... czyżby mieszkańcy jeszcze spali po nocnych eskapadach ?...



Letnią porą nad Atlantykiem wschód słońca następuje nieprędko, bo około 7:15, natomiast rozjaśnia się bardzo szybko, bo w zaledwie kwadrans:















Są i koty, wiele kotów --> dla tego pięknego rudzielca specjalnie przemierzam ze dwa kilometry w poszukiwaniu sklepu z karmą:



Nie brak i akcentu politycznego, wszak właśnie odbywają się wybory do Parlamentu..



Niemal 4,5 mld lat temu narodziła się Ziemia. Później Bóg stworzył raj i być może ulokował go właśnie na Maderze. . .

Po dzisiaj przemykają w mej pamięci tamte dni, tamte noce. Majaczą wspomnienia. Czasem przyśni mi się błękitny nieboskłon, wielobarwne domki. 
Oczywiście nie ma już tego nieba, a listopadowe, krótkie dni nie są warte większej uwagi. Może poza jednym - kiedy właśnie przywołuję te sny.
Nie ma już soczystych owoców, marokańskich zapachów i brazylijskich wpływów, a wina o tym smaku na próżno szukać na kontynencie... 
Wtedy - a było to cztery miesiące temu, miałam je wszystkie na wyciągnięcie dłoni. Błękit i przeczyste południowe aromaty. 

Dzisiaj znów zamknę powieki i będę je widzieć w bieli, w granacie, w palącym słońcu. . .

A będzie to podróż w czasie, podzielona na 4 części - Wschód, Zachód, Środek, Północ i Południe. 


Zapraszam na kolejny odcinek !