20 września, 2020

ALPY - dzień 1.


KULT - '6 Lat Później'





Nareszcie nadszedł. Wytęskniony, wyczekany. 
U R L O P .

Prócz dwóch wspaniale (bo aktywnie :)) spędzonych tygodni w Polsce postanowiliśmy wybrać się na 4 dni do ekskluzywnego Północnego Tyrolu.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, iż region ten ma niemal identyczną flagę jak Polska:
 


Zakotwiczyliśmy w miniaturowej podgórskiej gminie Oetz liczącej niespełna 2.500 mieszkańców.

Skąd taki wybór ?
Bo - jak donosi prasa internetowa - na turystów czekają tutaj rozległe atrakcje. Zadowoli się zarówno wysportowana kobieta, podobnież jak jej pociechy z ambicjami narciarskimi. Także tata, który pragnie doskonalić carvingową sylwetkę, jak i babcia, która uwielbia leniwe spacery wśród cudów natury.
Słowem - dla każdego coś miłego ;).


Nasza podróż trwała blisko 3 i pół godziny.
Celem bazowym podróży był pensjonat Victoria (jak się później okazało- zadbany, czysty i prowadzony przez sympatyczną starszą Austriaczkę).



Na foto mijane w trakcie jazdy Jezioro Bodeńskie:



A niżej już Alpy od strony austriackiej:









Pokój:






Widok z werandy:



Po rozpakowaniu bagaży nastąpiło zaznajomienie się z okolicą.

Spacer zaprowadził nas do odległego o około 30 min. jeziora Piburgersee:





Ów malowniczo otoczony lasem i górami zalew od 1929 roku stanowi Pomnik Przyrody. 
Ma powierzchnię 14 ha i głębokość 25 metrów. 
Pierwotnie to zagłębienie doliny, jakiego dopływy wypiętrzyło oraz zamknęło osuwisko po ostatniej epoce lodowcowej. 
Znajduje się w stabilnym stanie mezotroficznym, dzięki czemu przejrzystość wód dochodzi do 5 metrów. 
Brzegi porastają turzyce, trzciny, nagietki czy białe lilie. Z ryb dominują okonie, płocie oraz pstrągi, a na brzegach wygrzewają się zaskrońce. 
Ze względu na dosyć ciepłą -jak na tę wysokość geograficzną- temperaturę wody pełni funkcję kąpieliska:





Jedna z legend dotyczących rozlewiska mówi o smoku, jaki bytował w głębinach, acz czasem wypływał i schodził w dół doliny zionąc siarką, co barwiło trawy na czerwono. 
Zapis ten ma prawdziwy rdzeń, bowiem na dnie wykryto mikroorganizmy zużywające tlen, w wyniku czego powstaje siarkowodór, metan i żelazo. Kiedy owe substancje docierają na powierzchnię tafli, tworzy się czerwonawa poświata, a kamienie pokrywa miedziany pył:





Była delektacja cudnymi widokami, musiała być i zatem delektacja tyrolskimi specjałami - kawa, a do tego jabłkowy strudel z ręcznie ubijaną śmietaną (dla mnie) oraz brownie z gałką lodów waniliowych (dla W.):







Dalsza wędrówka:








Po jeziornych zachwytach nadeszła pora na kolację.

Bogaty wachlarz opcji gastronomicznych wytworzył chwilowy chaos, ale po 20 minutach doszliśmy do konsensusu wybierając gospodę Blaue Goas
Gustowne, drewniane wnętrza sprawiły, iż od razu przenieśliśmy się w inny wymiar:



Ja zamówiłam Przysmak Tyrolski (czyli jajko z ziemniakami i boczkiem, zapiekane w żeliwnej patelni), a mąż baraninę z duszonymi warzywami:





Poniżej jeszcze migawki z miasteczka:



















Niesamowita gablota jednej z pracowni artystycznych: