Co to za ruiny ?:
Jaka plaża ?:
I które morze ?:
Ktokolwiek by zgadł - sowite gratulacje !!!
---
Rozmyślałam nad czymś pozytywnym i zdecydowałam się na Szkocję.
Szkocję oniryczną, kolorową i równocześnie milczącą. Bowiem to kraina przyrodniczym mlekiem i miodem płynąca, o czym zresztą wspominają wszelakie przewodniki.
Właściwie trudno wskazać jej najbardziej charakterystyczny punkt. Tak jakby składała się z drobnych kawałków, szczegółów tworzących mozaikę przebogatej ludowej tradycji. Wyśnioną, metaforyczną.
No dobrze, przejdę już do sedna czyli do zdjęć z tejże rozsypanej układanki, robionych kliszowym aparatem marki ZENIT {dlatego jakość odbiega od dzisiejszych standardów, jednakże klisza w pewien sposób rozkrusza sztywnotę treści}.
W drodze do...
... do zatartych kart historii...
... historii zapisywanych przez ludzkie osady:
Teraz przychodzą
mi do głowy zawieszone wysoko na horyzoncie, poetyckie obrazy, zapisywane wielokropkiem twórczości Homosapiens tudzież wykrzyknikiem boskiego pierwiastka:
I fotki dla...
... cierpliwych ;-):
Zielono-żółte sinusoidy pagórków, falujących jak woda, a do tego dróżki cieniutkie jak wstążki;
"... I wypłynąłem na przestwór oceanu..."
Łaciata tkanina pól unosiła się łopocząc jak gdyby była chorągwią.
Za jednym
wzgórzem drugie, a za nim kolejne... i kilka następnych.
W górę i w dół, w
górę i w...
Tu w dalszym ciągu poszyte grubym ściegiem patchworkowe wzniesienia na ziemi parującej brzęczącym od owadów tlenem.
Werdiury,
tapiserie tkane od wieków na polnych
warsztatach.
W ówczesnym sezonie modnie zestawione z cytrynowymi,
żywicznymi bukietami krzewów, gdzie sztafaż ludzki pojawiał się
bardzo marginalnie, między wątkiem a osnową:
Specyficzna podgrupa werdiur, zwana azzurro (nie mylić z Azzaro ;)), odważnie zestawiająca paletę roślinności z cywilizacją ;]:
I bardziej w centrum:
Barokowa fontanna z mosiądzu, a powyżej dobrze zachowany zamek:
A teraz zaczynamy od początku.
No ok, żartuję ;).
---
Zostawiać Szkocję i wracać z powrotem, to jak rozbijać się o żelbeton.
Dla mnie to dwa
światy, które nie wiążą się ze sobą acz przechodzą przeze mnie -
jestem dlań punktem stycznym.
Poezja tego pierwszego jest niby łódź zacumowana
przy brzegu (choć w głębi zawsze panuje ciemność -> wszak to tam ciemnieją patyną srebra w zatopionych okrętach, tam wybrzmiewają echa orkiestr...).
Być może kiedyś powrócą te uczucia, ta euforia, to lśnienie - może przenikną z oddechem w podobnym miejscu (?).
Być może... wszak tyle jeszcze do zwiedzenia...