Dawno nie zaglądałam na bloga (ślub, ślub, ślub... ;P), aczkolwiek na dowód, że jeszcze oddycham, udostępnię skromny pokaz slajdów -> w dzisiejszym wydaniu będzie szczypta Irlandii.
Na pytanie skąd się tam wzięłam, musimy cofnąć się do początków wieku dwudziestego pierwszego ;), kiedy to będąc jeszcze studentką wyjechałam na wakacyjną pracę.
Było fiordowo...
I wietrznie, i słonecznie... I pochmurnie, i deszczowo...
Irlandzkie fiordy to wymarzone miejsce dla wspinaczy
[dostrzegacie te czerwone punkciki ? To koledzy uwielbiający wszelkie sporty ekstremalne :).
PS:
A niżej okazały Park, jakich na "Zielonej Wyspie" nie brak:
Niemal każdy kawałek naznaczony był podróżą przez jakąś opowieść.
Na przykład taką ;-P:
Hm, i w ten oto sposób znaleźliśmy się na mecie expresowego przeglądu wyspiarskiej tkanki.
Tkanki, która jednak na zawsze pozostawiła ślad w zaoranym, melancholijnym sercu...