16 sierpnia, 2012

Wychodzę zza łukowatych kolumn...





... wychodzę zza łukowatych kolumn, a moją uwagę przykuwa strzelista świątynia w kolorze wyblakłej ohry oraz beżu:



Z bocznej tablicy dowiaduję się, iż to Katedra Boskiego Zbawiciela wybudowana w 1889 roku. 

Neorenesansowa, 3-nawowa bazylika zakończona półokrągłą apsydą z dwiema wieżami robi wrażenie pośród tendencyjnego centrum Ostravy --> kulturalno-oświatowej metropolii Republiki Czeskiej 
{1h jazdy od Opavy}



Po obejrzeniu ze wszech stron kościoła następuje rytuał podążania tam, gdzie wzrok sięga.
Spoglądanie w niebo, szacowanie wagi napotykanych okazałości tudzież osłanianie się od suchego pyłu unoszonego powiewami. 

Generalnie - definiowanie pola widzenia:













 



"Divadlo Loutek" czyli Teatr Lalek ;P:










Sklepiki:



Alejkowe cudeńka:

 












I Plac T. Masaryka ->
najpiękniejsza część ostravskiego pejzażu jawi się niczym ogromne widowisko mieniących się linii.
Wytyczony w średniowieczu pozostawał w niezmienionej formie do lat 60. XX wieku, kiedy na skutek wyburzenia jednego kwartału uzyskał swój kształt litery 'L'. Obecny wygląd płyty jest wynikiem sporej przebudowy. 

Dominantami są na niej:
a) Stary Ratusz wzniesiony w XVI w., aktualnie pełniący rolę Muzeum
b) piaskowcowa Kolumna Maryjna mierząca 12 m, wykonana w 1702; powstała jako podziękowanie za koniec epidemii; usunięta w 1960 i przeniesiona do magazynów ZOO :O <na pl. powróciła w roku 92>
c) Figura Św. Floriana z 1763 r. postawiona jako podziękowanie dla strażaków za ratowanie miasta podczas pożarów:



 



Rynek przyciemniony kłębami popielato-szarych chmur wygląda tak 
/już sam ten widok był jak deszcz !/:



Na metę migawka z Ulicy Stodolní, która stanowi fenomen tamtejszego życia towarzyskiego.

Stylizowana na mini Las Vegas, wszakże znajdują się na niej dziesiątki barów i klubów, jakie wieczorem bombardują oczy neonami i kolorowymi dysonansami. 
Stodolni cieszy się powodzeniem również wśród Polaków ;<):



I to już na tyle z czeskich nowinek.
Została tylko najważniejsza konkluzja: radość ze zwiedzania sprawiająca, że jeszcze oddycha nadzieja na tym pełnym okrucieństwa świecie.

Po intensywnych tygodniach pracy, trzydziestego czerwca, udało mi się wyrwać poza ramy zwyczajnej bytności. I było cudnie ! Słonecznie, zaskakująco. Doszła do tego euforia i te wszystkie rzeczy, które zbliżają ludzkość do siebie na okrągłym archipelagu samotnych wysp. Mogłoby to trwać dłużej... jednak dobrze, że w ogóle było :) !


To prawda, że świat wygląda inaczej niż go odbieramy przez pryzmat rutynowych zajęć, gdzie brakuje miejsca na wolność, a jest jedynie na rewoltę. Albo akceptację.
Zatem dzielę się z Wami moim deszczem - deszczową radością.

Ot, takie dygresje.