15 października, 2013

JESIEŃ -> Babie Lato w kadrze.




Grypa ma jednak swój pozytywny oddźwięk - przybyło mi nowych topiców
No i wpadłam w rytm układania kolejnych ;).

Na przykład dzisiejszego wszak mając do dyspozycji (fry)wolne popołudnie i bajeczną pogodę, nigdy nie przepuszczam okazji do fotografowania. 
Szczególnie w jesieni, gdzie słońce od brzasku pieczołowicie stempluje twarz odciskając nań złote piegi. Gdzie wokół tyle jarzębin, borówek, jabłek pod jabłonkami... i kiedy schnie słoma-> do późna w tym kwartale, bo Babie Lato wciąż tka srebrną nitką błyszczące pajęczyny.

A więc otulam się mocniej apaszką i w asyście Kolegi Aparatu rozpoczynam kolekcjonowanie liści - tym razem za "przygraniczną miedzą" to jest na słowackich polanach, na żylińskich nawłociach: 









Like !:
;<)



Na uboczu wita się ze mną młody mieszkaniec - Dąb o rozłożystej koronie:



Już tak mam, iż większości odwiedzanych zakątków przypasowuję konkretny zapach.
A zaczęło się od Zefiru zmieszanego z Oregano, gdyż jako Pilotka parę razy wybywałam na gorące półwyspy i od tamtej pory czując ów charakterystyczny wietrzyk widzę pustą plażę, szemrzące morze... oraz rybę przyprawioną suszonymi pomidorami z Oregano :-):





Ponieważ jednak nie koniecznie potrzebujemy pikanterii, a przyjemności dla podniebienia, na deser podam chabrowy błękit okraszony puchem ponad wysychającą z pragnienia rzeką:





Klony, lipy, orzechowce - wszystkie zrzucają 'opierzenie' \ba - niektóre z nich mają już prawie nagie tułowia\, zaś ich listki tańcząc z gracją tworzą na ziemi barwne dywany. 
W istocie ! - wyglądają niczym Baletnice w pożółkłych sukienkach:



Na następnych 2 slajdach opadłe z pulsu rudości, broniące się ostatkiem sił niczym Gladiatory na rzymskiej Arenie:







Odpoczynek pod niebem, melodia kościelnych organów w tle i nagle wyrasta przede mną TO;
malarski wachlarz barwiący pagórkowate zbocza.
Artyleria multikolorów:



Dla niektórych rytuał codziennego jestestwa, dla innych - wejście w baśń.
Bo owszem, nazwy tych maleńkich wiosek gdzieś się przewijały przez uszy, a Internet wyświetlał pojedyncze obrazki, lecz nigdy tak dostojnie, świetliście, tak anieliście:

 

Ogniste drzewię zacienione pędzlem do Akwareli:



Po czym znów prażące się w słońcu...


Natomiast ja co krok rozdeptuję kasztany i żołędzie, którymi tak ochoczo częstują się wiewiórki:



Rysy, jakie tylko malarka Natura może uformować, a wyobraźnia ludzka nazwać:



I jeszcze odrobina pyszności - pobielały lazur przełamany koralową czerwienią Dzikiej Róży:



Złoto, pełno złotych naszyjników !:



Jesień pachnąca śliwką... przesycona dojrzewającymi gruszkami zza płotu [przepraszam słowacki Panie Sąsiedzie ! ;)], które aż proszą, by znaleźć się w cieście... 
Jesień nadzwyczajna, zamieszkała przez stwory przedziwne acz unikalne w swej zjawiskości...  
Igraszki sosen wyciągających ku górze swe najeżone grzbiety; krecie kopce pod brązowowłosymi hubami czy dziuple przy akompaniamencie huczenia sów...
Poza tym zaczytywanie się w Rose de Vallenord... albo październikowy wernisaż Foto Art Festival w Narodowej Bibliotece...
I ponownie zdjęcia, mnóstwo zdjęć
(nie licząc mojego RTG przed wizytą u dentystki ;-)). 

Miesiąc hojnie nagradza owocami wytężonej pracy. 
I za to mu dziękuję.