05 listopada, 2012

Zawieszenie w atlantyckim błękicie.








Już za moment odsłona kurtyny...
... portugalskie Algarve...


Oto miejsce niezwykle istotne w mym umyśle - wspaniała enklawa dawno minionego Imperium i swoiste sacrum
Skrawek wolnej przestrzeni, który dotrwał do dziś i na tle chaotycznej, pseudo-nowoczesnej komercjalizacji życia, które powoli gubi (sprzedaje ?) swojego ducha - wyróżnia się niepowtarzalnym spokojem. 
T R W A.


A działo się tak:
gorący (bardzo gorący !) Zefir rozbijał się na policzkach, gładkie, błękitne niebo lśniło bez najmniejszej chmurki, a do tego nierzeczywiste, nasycone barwy. 
To były ostatnie dni pobytu, gdzie żegnałam się z fowistycznym spektaklem, który na zawsze przypisał mnie sobie, irracjonalnie przechwycił. Peregrynacja po stałych punktach mojej mapy, zakątkach najpiękniejszych plaż nad Atlantykiem, na jakich powydeptywałam własne ścieżki obserwując zmiany miesięcy przy wielkiej ścianie wody.
Spotkajmy się tam, gdzie Syreny nucą baśnie w rytmie nostalgicznego Fado.

Spotkajmy się tam, gdzie wszystko się zaczęło - u wrót mej kolebki tj hotelu Porto Bay Falésia:









'A poznali się tak: dwudziestoletnia panna Celestyna przebywała na wakacjach w prowincji Algarve...'
 




;-P


O plażach Portugalii informacji nie brak w sieci i zasadniczo są zgodne z prawdą, lecz tak czy inaczej polecam lekturę sprawdzonych przewodników, zaś sama nie będę Was męczyć meandrycznym słowotokiem pozostawiając jeno widoki.


- - -
Oceaniczna woda w nieprawdopodobnym nasyceniu, skaliste stoki w cienistej pozłocie, a na nich misterium białych domków. Rozrzutność tworzenia. 
Tak było w przedostatnim tygodniu mej rezydenckiej przygody, a w ów nawias ujęte były dni przeróżne - i uparcie ciężkie i całe w morskim wichrze, zza którego nie było widać nawet Lizbony.
I te prawie australijskie:











Kiedy popadam w psychiczny niż wystarczy, że przypomnę sobie ciepło. Bo póki co pamięć jest żywa - wycięta w ferię kolorów i gałęzie palm; pamięć przywiązana do rybackiej liny, do beżowego głazu, gdzie wiatr obraca potężne wiatraki w nieodłącznym towarzystwie szklistego nieboskłonu oraz mew...



- - -
Za każdym z tych ujęć skrywa się historia - ta inspirująca, w której dominują inspirujący ludzie. A także ta mała; moje dróżki, zaplątanie w zachwyty. Bliscy sercu nieznani-znani, czasem bliżsi od aktualnych (...). 
Za każdym ujęciem kryje się opowieść łącząca się z następną => wiele głosów, obrazów, odwiedzin. Odwiedzin, dzięki którym to życie staje się cokolwiek warte. Kiedyś może przytoczę dokładniej którąś z opowieści.
A dzisiaj zostawiam wyłącznie krajobrazy:



Spójrzcie na ten majstersztyk budownictwa - wąskie uliczki wykładane kamiennymi mozaikami, zaś fasady domostw - finezyjnie malowanymi kafelkami. I rzecz jasna, czerwone dachy. Płaskie, czarujące -> to po trosze jakby gospodarze tego miejsca

[Ps: obficiej do architektury nawiążę w najbliższym poście]:





Czy wspominałam już, że każda moja nadmorska przechadzka rozpoczynała się i kończyła pstrykaniem fotek ? ;->:











I dwa urocze fotograficzne wycinki na kończące się 'Dziś' -czyli zachód. 
Piękny, rubinowy zachód. Wiekowe słońce, które otacza cały kompleks nad oceanem - zbyt niesamowite, by móc je opisać w paru wersetach. 

Ucichnę lepiej:





Hm... 
Tak sobie lekko o tym wszystkim piszę, ażeby został jakikolwiek ślad, gdybym kiedyś nabawiła się amnezji ;). 

A co naprawdę znaczy dla mnie ten urywek globu, co na nim zobaczyłam, z kim rozmawiam i czego się nauczyłam - o tym wolę pomilczeć ;-P. 
Wszak to bezcenne WsPoMnIeNiA ...