13 czerwca, 2011

Moje spiskie wędrówki /PART II/.




Malarz Henryk Waniek napisał niegdyś, że do sztuki winniśmy podchodzić niby do ołtarza, przed którym choć na moment zostajemy przeniesieni w strefę ponadludzkiego doświadczania. Właśnie tam, gdzie twarzom nie przybywa ni jeden grymas, liliom nie ubywa płatków, a w powietrzu unosi się powiew twórczej weny. 

Wierzę mu zważywszy, iż wiekowa architektura stanowi ostatni bastion pradawnego, antymaterialistycznego świata. Ludzie doceniają wartość dzieł, gdy te opowiadają o Czymś. Tymczasem gdzieś zatracił się bakcyl nadchnienia, zaś kultura zdaje się umierać pod patronatem komercji.
Lecz to temat-rzeka, a ja o czym innym chciałam...


... a mianowicie o tym, że dalsze koleje spiskiej przygody zawiodły mnie do Levoczy, miejscowości powstałej około trzynastowiecza po tatarskich najazdach.  

Co ciekawe Levoczę nadal otulają 2-kilometrowe pozostałości murów miejskich. Zaś dookoła rynku stoi ponad 50 gotyckich, renesansowych i barokowych zabudowań Patrycjujszy z arkadowymi podwórzami. 


Jak na przykład Dom Thurzonów z grafitową fasadą oraz stiukową attyką:





Szyk balustrad przypomina ten z utopijnej wizji, gdzie nawet najdrobniejszy ornament zostaje poddany precyzyjnemu doszlifowaniu:



Nie mogłam przejść obojętnie przed ubóstwianą przeze mnie ceglaną ohrą rozjaśnioną dotykiem słońca:



Unikalny pod względem koncepcji Ratusz (na fasadzie ma alegoryczne freski) z Dzwonnicą, który postawiono u kresu XV wieku 
\niestety częściowo w renowacji\:





Kuriozum kunsztu - gotycki Kościół Św. Jakuba zawierający najobszerniejszy drewniany ołtarz słowacki o wysokości 18,6 i szerokości 6 m. 
Arcydzieło wypłynęło spod palcy Mistrza Pawła z Lewoczy
Na jego środku umiejscowiono skrzynię wzbogacaną malowidłami, reliefami jak również rzeźbami Madonny z Dzieciątkiem

W zasadzie całe wnętrze to galeria średniowiecznej sztuki sakralnej:





Cisza, cisza, praktycznie nirvana...


 


A może na chwilę zostawić oczywiste piękno ?

Ściany tego domku starzeją się wraz z upływem godzin, minut, sekund... Ale co widać w jego błyszczących oknach ? Życie, życie, życie !!!:





Egzystencja człowieka to nieustanna symbioza rozumu z wyobraźnią, racjonalizmu z irracjonalnością.  

Uliczne graffiti:



Na pożegnanie wizyta w Pizzerii.

Za kurtyną obrazek niczym kartka z pozdrowieniami z Italii:






Taki widok wyłącznie kwietniową niedzielą po południu; łukowy horyzont, a niżej schwytany rząd parterowych posesji mieszkalnych wraz z fragmentem murów:



{Trochę z innej beczki}

Rzeczywistość permanentna jest niemożliwa, nieosiągalna dla intelektu. Ale etap frustracji zazwyczaj buduje. Dlatego z nadzieją chwytam opuszkami zdjęć przeźrocze tęczowych barw; szkic starożytnych przedstawień. Nim kurtyna opadnie i nim ponownie uniosę powieki...

Choć tak na prawdę kiepska ze mnie wielbicielka horyzontu. Bywa, że od razu widzę jego całokształt... 

Lecz jedno wiem na pewno - jeżeli kiedykolwiek pójdę na dno, będę i na dnie szukać skarbów !