08 marca, 2012

Nad pięknym, modrym Dunajem; MOSTY Budapesztu.







Zacznę od anegdoty - czy raczej splotu anegdot, które przydarzyły mi się przed kolejowym tripem po Węgrzech.
A mianowicie z racji tego, że akuratnie znajdowałam się w pilockich rozjazdach, poprosiłam mego Wu., by zakupił na podróż bilety Intercity. Uradowany spełnił posługę trafiając na znaczną promocję relacji Katowice - Budapeszt-Keleti z wyjazdem o 1 w nocy. 
(...)

Półtorej godz. przed odjazdem podekscytowani (był z nami jeszcze kolega, który zdeklarował się dowieźć nas na stację przy Czechach, co by nie nadrabiać drogi tam i z powrotem), a mój Wu. odpala pralkę ;-).
 
- "Co Ty robisz ? Przecież lada moment wyjeżdżamy z kraju !"
Argument Lubego:
- "Aleee... ale za to po powrocie już nie będzie trzeba prać !" ;)
Godzina
Ja konsternacja, bo program ustawiony na 45 min., a nie zostawię włączonej maszynerii, żeby przypadkiem nie zalało sąsiadów. No i przecież nie zostawię prania w środku na tydz., bo się skisi.
Proszę zatem kumpla -pozostawiając mu 1 pakiet kluczy- aby po przyjeździe machinę wyłączył i otworzył drzwiczki.
(...)

Godzina 00:45, peron w Zebrzydowicach.
Podjeżdżają pociągi z Moskwy na Pragę, na Wiedeń... Podjeżdżają, zatrzymują się i odjeżdżają...
My rozmawiamy, śmiejemy się.
I czekamy.

Czekamy...

Czekamy...

Czekamy...

Godzina 01:15.
"Coś jest nie teges" - uznaję podminowana - "Nic o spóźnieniu nie mówią przez megafon".
Chcemy dostać się do Informacji, niestety dworzec o tej porze zamknięty na sto spustów. Wu. dzwoni zatem na Info. Po 5 minutach deprymującej melodyjki odbiera zdeprymowany pan; po kolejnych pięciu udaje mu się rozeznać w sprawie i mówi, że to był właśnie ten pociąg na Wiedeń, tylko z tyłu miał doczepione wagony do Budapesztu.
:):):)
Na całe szczęście okazuje się, iż ma postój w czeskim Bohuminie do 02:20.  
Psiakoczę, jako że mapa kończy nam się na RP i szukaj sobie tu czegokolwiek o tej porze...
Biegnę na Komisariat Policji po drugiej stronie ulicy, w drodze mija mnie zafrapowana kobiecina z pytaniem jak dojechać na CZECHOSŁOWACJĘ :D. Degustuje mnie na moment, tłumaczę, że to już osobne państwa po czym biegnę dalej.
Na miejscu policjant ratuje nas z opresji i wskazuje drogę. Ufff, to "tylko" 13 km. Robię zdjęcie mapki komórką, wsiadamy i jedziemy (przepraszam - zaPiErDzIeLaMy !!!).
W Czechach zagadujemy jakąś panią spacerującą z wózkiem (o drugiej nad ranem ?!?!):
- "Where is a train station ?"
Kobieta zaczyna nawijać czeskim słowotokiem, W. kiwa głową - "Ehe, ehe" choć nie rozumie ani słowa.
No nic, odpalamy i podążamy przed siebie.
W pewnym momencie z wysokiego pomostu widzę trakcje i sporych rozmiarów Dworzec.
Łapiemy bagaże i dosłownie wyfruwamy z auta wlatując prosto do wagonu w ostatnich minutach...

A był to dopiero początek przygód tegorocznego tripu ;->.



Ah, i jeszcze wnioski:

1. Przeszkól partnera, kiedy NIE NALEŻY robić prania. Nie należy przed długoterminowym wyjściem, a już na pewno nie na kwadrans przed planowanym wyjazdem.

2. Sama bukuj bilety. SAMA - własnymi ręcyma & nogyma. 

3. Podróże kształcą - dowiedziałam się o istnieniu Bohumina i o... Czechosłowacji ;). 



---
A tutaj już odrestaurowany Dworzec w stołecznym centrum Węgier, Budapeszcie:





I mój wizerunek za gmachem stacji na tarasie ze znakomitymi cukierniami:





Teraz nieco na temat genezy nazwy stolicy, jako że wiąże się ona właśnie z mostami;
otóż 'Budapeszt' stanowi połączenie nazewnictw dwóch części leżących po przeciwnych brzegach Dunaju tj Budy i Pesztu. Przez długi czas obie te jednostki były od siebie niezależne. Znaczącym krokiem do ich scalenia było pojawienie się pierwszego mostu łańcuchowego.

Aktualnie oba rejony łączy aż dziewięć heroicznych pomostów, z których przedstawię Wam cztery, za to najwięcej rozpoznawalne.



Most Elżbiety.
Ów modernistyczny obiekt uroczyście prowadzi do Gellért Rakpart
Zbudowano go między 1897 a 1903 r. według wzorca Alberta Czekeliusa i Antala Kherndla, natomiast swą nazwę zawdzięcza węgierskiej królowej Elżbiecie zamordowanej przez anonimowego szaleńca w Genewie.
Niegdyś wywoływał techniczną sensację, gdyż jako jedyny zdobiony most na świecie posiadał przęsło rozciągające się na odległość 290 metrów. Niestety II wojna nie zaoszczędziła i jego. 
Nowe, bardziej przejrzyste oblicze nadał mu Pál Sávoy:





Most Małgorzaty.
Ten ponad stuczterdziestoletni most ma 607 m dł, 25 m szer. i łączy bulwar Szent István Körút z wysepką Margit Körút.
Powstał w rezultacie konkursu, w jakim zwyciężył projekt francuskiego inżyniera, Ernesta Goüina, nawiązujący do architektury paryskiej. 
Konstrukcja nośna oparta jest na 6 łukach o zmiennych wymiarach, bowiem patrząc z brzegów w kierunku połączenia z wyspą, widać jak kolejno zwiększają rozpiętość. Most nie biegnie też po linii prostej - spoglądając z punktu rozdzielającego rzekę na dwie odnogi, da się zauważyć jak akwedukt załamuje się pod kątem 30 stopni, tak że filary zanurzone w wodzie zmieniają bieg równolegle do jej nurtu.

Niegdyś przęsła rozświetlane były przez trójramienne kandelabry, podobne do tych na Place de la Concorde:



 


Zapatrzony Wu. ;-):

 
  

Most Wolności.
Nieoficjalnie zwany Mostem Samobójców; znajduje się w dzielnicy Ferencváros i jest najkrótszym ze wszystkich.
Wybudowano go w latach 94 - 96 XIX wieku wedle szkiców Jánosa Feketeházy, które to wygrały spośród 70-ciu nadesłanych kandydatur.
W dniu otwarcia swą obecnością zaszczycił zgromadzonych sam Franciszek Józef wbijając ostatni nit. 
Charakterystyczną ozdobą są na nim ptaki Turul - częstokroć się zdarza, że ludzie wdrapują się na samą górę, by tylko je sfotografować.
No i jest to znamienity przykład mostu kratowego, wspornikowego - całego z ażurowej, ciemnozielonkawej stali:

 


Most Łańcuchowy \ Széchenyiego.
Wiadukt z lat 1839-1849 zaprojektowany przez Anglika, Williama Tierney'a Clarka. 
Nazwany został na cześć polityka Istvána Széchenyiego i był on pierwszym nadwodnym przejściem wykonanym z kamienia. 
Inicjacyjne podwieszenie łańcucha zaplanowano latem 1848r. Wówczas łańcuch spoczywał na pływającym stelażu, niestety podczas jego wciągania zerwała się lina na wielokrążku. Spadające tony metalu uderzyły w rusztowania wraz z gośćmi, którzy wpadli do wodną toń. Hrabia Széchenyi wyszedł z wypadku bez szwanku, jednak nigdy więcej nie przeszedł tą drogą.
W późniejszych dekadach pomost został wysadzony przez oddziały Wehrmachtu, dlatego po wojnie priorytetem stała się jego rekonstrukcja.

Obecnie nie mniejsze zainteresowanie wzbudzają Lwy autorstwa Jánosa Marschalkó, które czuwają na trzymetrowych blokach po obydwu krańcach. Fama głosi, iż zostały wyrzeźbione bez języków, co nie jest prawdą - lwy posiadają języki, jednak z dolnej perspektywy po prostu ich nie widać:

     




    Nocą:

     




    I jeszcze naddunajska panorama po zmroku;
    podświetlony Most Elżbiety, za nim cząstka Mostu Széchenyiego, zaś na trzecim planie M. Małgorzaty:





    Podobnie jak przydymiony Dunaj rozbija fale o spoiwa żelaznych płyt, tak dostępne z nich widoki powalają patrycjuszowską elegancją tudzież prowincjonalnym kosmopolityzmem.
    Do Dunaju nie można podchodzić z nieśmiałością. To spokojne prądy, lecz nigdy nudne.
    Jeśli do tego wszystkiego dodać mostową ramę, pojawia się industrialna tkanka miasta, jakiej krajobrazy ulegają zdwojeniu, gdy przeglądają się w lustrze kanałów topiąc swe sobowtóry w rozwartych głębinach.
    Życie na zewnątrz toczy się całkiem żarliwe lub całkiem cicho w barkowych kajutach.

    A wszystko ujęte w żeliwne ramiona przęseł: