05 maja, 2011

Nocne pocztówki z Bielska.





GODZINY NOCY - Stanisław Baliński



Każda godzina nocy ma inne oblicze.

Szósta wieczór na przykład, gdy się wolno zmierzcha

jest godziną przeszłości, do której myśl pierzcha
odnajdując w purpury młodości koralu
jakieś dnie bez goryczy oraz smutki bez żalu:




Godzina ósma wieczór jest zupełnie inna
  i najdźwięczniej wybija w rynkowym nastroju,
gdzie schodzi się domowa gromadka rodzinna,
żeby w cieniu ognia pogadać w spokoju.

Lecz odwróćmy od niej głowę, zasnutą lampami.
Ta godzina jest dzisiaj nie dla nas, nie z nami:





Potem idzie dziewiąta, koniec wieczora.
Jesteś sam, drzwi zamknięte. Nocnej ciszy pora.
 
Lampa, książka i ćwiartka papieru przed Tobą 
 są przyjaznego biurka jedyną ozdobą.
Nie słyszysz kropel śniegu, ani głosów miasta.
Nie słyszysz, jak przypływa z wolna jedenasta.
 

***
Między ostatnim w teatrze oklaskiem
  a pierwszym powitaniem gości przez kelnera
ulice dźwięczą gwarem i musują blaskiem. 
 Lecz godzina to krótka, co prędko zamiera:





Dwunasta była kiedyś porą złego ducha.
 Zrodziła ją noc dziadów - Noc Świętojańska.
Dziś mija bez znaczenia, dziś nikt jej nie słucha.
 To po prostu zwyczajna godzina mieszczańska,
 gdzie szczęśliwe małżeństwa w pościeli dosytu
naciągają pierzynę, żeby spać do świtu:
  




Druga w nocy wydzwania wolno w oddaleniu
dla tych wszystkich, co jeszcze pracują w skupieniu.
Dobrze jest wtedy w oknie odetchnąć szeroko
powietrzem, które płuca nasyca głęboko,
  by poczuć moc twórczości, która właśnie z ziemi
unosi się ku gwiazdom i jest między niemi:





Później noc zwalnia biegu, skręca boczną drogą.
Zbliżają się kwadranse tych, co spać nie mogą -
tych, co leżą w pościeli, a pościel ich nie chłodzi;
którzy łaski snu pragną, a sen nie przychodzi.
 
Czasami szpara światła w drzwiach od korytarza
jakieś złudzenie nocy przespanej im stwarza.
"Może świt ?" - myślą wtedy - "może sen już zleciał ?"
I światło nagle znika. I wybija trzecia:





Wtem wychudłe dłonie szukają w ciemności
drugiego już tej nocy proszku Weronalu,
co zakończy wreszcie pustkę bez litości.
I znękanych nasyci esencją opalu.
Ale sen, który idzie, ma lodowe usta
  i spojrzenie zimniejsze od spojrzenia Prousta.
 
Gdy mu z ręki ostatnia wypadała karta
straconego czasu... wtedy bije czwarta:





Pora piąta rano nie należy do nas,
nie należy do nocy - jest dla niej stracona.
Cóż o niej tu mówić ? Chyba to, że wianek
wczesnego dzionku wyłania z ukrycia
  i budzi dzieci, które przeczuwając ranek,
przez sen się uśmiechają z ufnością do życia.

A życie wschodząc właśnie, jak gdyby w podzięce,

wyciąga do nich rozjaśnione ręce: